wtorek, 20 września 2011

... spacerkiem po smaki jesieni...

 ... miejskie życie tętniło pełnią w centrum,tuląc do snu obrzeże stolicy,słońce kryjąc się za horyzontem okraszało wszystko mieniąc nieboskłon barwami purpury,fioletu i różu sprawiając niebywałą przyjemność z obserwacji z ostatnich pięter panoramy miasta...w dole szerokimi chodnikami ludzie przepychali się podążając do ostoi prywatności na kolejny weekend...pod "rotundą" wyemancypowani młodzi ludzie oczekują siebie nawzajem wtórując słońcu i neonom w ubarwieniu nieco zszarzałego miasta..
 ...noc krótka z dobiegającymi z oddalonego dołu dźwiękami piątkowej imprezy...warty zachodu wschód słońca sprawił mi niezwykłą przyjemność barwami czerwieni,pomarańczy i żółci,a wyjątkowo ciepły powiew świeżego powietrza ocknął nie dobudzone członki mego ciała...usta ogrzewała gorąca kawa dając nozdrzom niebywałą radość z obcowaniem w okolicach aromatycznej filiżanki ...pobudzony niezwykle przyjemnym szybkim,chłodnym prysznicem,otulony szlafrokiem chroniącym mnie przed całym tym chłodem tego miasta,w swojej ostoi tarasowego zakątka dopijałem kawę zajadając się świeżo wypieczoną bagietką posmarowaną tylko masłem...
 ...genialny pomysł na wspólne spędzenie wolnego dnia wpadł mi tak przez przypadek usłyszawszy rozmowę znajomych o malinach jesiennych...pomyślałem by wybrać się za miasto odwiedzić jakąś plantację malin "powtarzalnych"i nazrywać ten boski owoc...
 ...podjechałem po Nią i ruszyliśmy na południowy zachód w poszukiwaniu smaku z dzieciństwa...
 ...droga nam się nie dłużyła śmiejąc się,rozmawiając,słuchając muzyki i popijając kawę z termosu... dojechaliśmy w okolice Kurowa gdzie pola zarośnięte krzakami malin mieniły się w słońcu...
 ... po przemiłej rozmowie z gospodarzem mogliśmy nazrywać trochę malin...weszliśmy między krzewy zaśmiewając się,obejmując,otuleni zapachem gorących od słońca owoców, co i rusz doznając wypieków w ich kolorze... karmiliśmy się nawzajem zrywanymi prosto z krzaka malinami upajając się ich smakiem...spacerkiem weszliśmy na szczyt wzniesienia na którym znajdowała się plantacja a naszym oczom ukazał się cudny widok równo posadzonych rzędów krzewów z tyczkami co kawałek...słońce prażyło nasze plecy i właśnie wtedy dostrzegłem małą boczną dróżkę prowadzącą gdzieś w dal przebiegającą tuż obok plantacji, a na jej skraju stał wielki dąb...pomyślałem że to cudowne miejsce na mały piknik...zaparkowałem na brzegu drogi i w cieniu drzewa rozłożyłem koc,na którym Ona mogła się położyć i dać odpocząć lekko zmęczonym nogom... rozpaliłem mini grilla by móc szybko przyrządzić coś do jedzenia... wszystko zaplanowałem już wcześniej...
 ...z podróżnej lodówki wyjąłem kawałek wołowiny...ale nie do końca przypadkowy... w udźcu z części pierwszej krzyżowej od jej dolnej części jest taki nieduży kawałek który jest zaraz obok polędwicy najdelikatniejszym kawałkiem wołowiny...od zaprzyjaźnionego rzeźnika wyprosiłem by z dojrzewającej 28 dni wołowiny wyciął mi ten fragment... po oczyszczeniu go z błon nic z nim nie robiłem aż do teraz kiedy będę go piekł na ruszcie... postawiłem na brzegu ruszta mały rondelek do którego wsypałem odrobinę młotkowanego czarnego pieprzu i kiedy temperatura wzbudziła jego aromat tak iż ostry smak wtargnął w nozdrza przyszedł czas na maliny najpierw te zgniecione przez nie udolne palce zbieraczy,po odparowaniu kiedy naturalna słodycz wydobyła się i zrobiła na wpół słodki na wpół kwaśny syrop dorzuciłem te "dobre" maliny i zestawiłem z rusztu... na niego położyłem plastry wołowiny posypując je delikatnie pieprzem...
 ...na koc położyłem białe talerze obok średnio wysmażoną dojrzewającą wołowinę i już na talerzu posoliłem ją solą "fleur de sel de guerande" nadając dodatkowo intensywnego aromatu a po talerzu polałem syrop malinowy naturalnie kwaśno-słodki z ostrym aromatem pieprzu który tylko do wyjątkowemu smaku wołowiny i mali stał się kropką nad "i"...
 ...po posiłku oddaliśmy się przyjemności odpoczynku zasypiając pod dębem w szczerym polu oplatając się sobą nawzajem...zbudziły nas dopiero pogwizdywania gospodarzy wracających z pola...wprawiając nas w rumieniec malinami podszyty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz