sobota, 2 lipca 2011

deszczowe smaki łóżka...

Dzień szarością smagał aurę zraszając wszystko dookoła drobinkami deszczu,chłodem wiatru kulił kolejno każdy element świata,parapety dudnią,kałuże okupują trawniki,strumyki spływają po chodniku zmuszając przechodniów do slalomu,biegnący pod parasolami niezważają na innych śpiesząc się do miejscu do których wcale niechcą się dostać...drzewa gną się pod naporem niewidzialnej siły,którą skutecznie powstrzymały okna mego mieszkania...nie wychodząc spod kołdry postanowiłem poczytać "Milllenium" Larssona...po godzinnej lekturze i kawie przyszła mi ochota na coś pożywnego i słodkiego zarazem cóż znalazłem tylko bagiettke do wypieku,jajka,świeże maliny i cynamon w kawałku...będą "French toast" po mojemu...
wypiekłem bagiettke...zapach ciepłego pieczywa dostał się do nozdrzy przyprawiając mniwe o ślinotok a to dopiero początek słodkiej chwili zapomnienia...wybijając 3jajka rozdzieliłem żółtko od białka,ubijając z niego sztywną beze z cukrem pudrem,do żółtek dolałem odrobinkę słodkiej śmietanki 36% i  ze trzy łyżki mąki pszennej tworząc gęstą masę,szczypta soli,i starty świeżo cynamon który obudził dzrzemiące we mnie zmysły...
 ...zadzwoniłem do niej by do mnie wpadła....
połączyłem obie masy tworzące teraz jednolitą pianke o lekko żółtym zabarwieniu w brązowe od cynamonu kropki...na jednej patelni rozpuściłem pół kostki masła tak by się nie spaliło.a kiedy ładnie zaczęło skwierczeć to pokrojoną pod skosem bagiettkę obtoczyłem w piankowej masie dokładnie z każdej ze stron i zacząłem smażyć na maśle...w rondelku obok rozpuszczałem cukier brązowy typu Muscovado aż zrobił się płynny wtedy wrzyciłem maliny które momentalnie połaczyły się z cukrem,chwilke jeszcze gotowałęm to wspólnie by cukier rozpuścił się w soku który puściły maliny...cudowny zapach smażonej bagiettki,ciasta cynamonowego,karmelizowanych malin i masła...ta cudowna aura spójności i kompozycji smakowej w prostproporcjonalnie zaprzeczała temu co działo się za oknem...kiedy przyszła... wszystko było już gotowe...
zascielone łóżko,schłodzony szampan,i kawałki bagiettki w cieście z dodatkiem świeżo tartego cynamonu usmażone na maśle i oblane malinową poezją...i niczym w "malinowym chruśniaku" Leśmiana... "i stały się maliny narzędziem pieszczoty..." ...takie proste a ciągle mi mało...