sobota, 29 października 2011

...wchodząc kuchennymi drzwiami...

...słoneczny blask wdarł się do sypialni znamionując tym samym nadejście południa...wstałem z łóżka gdy Ona jeszcze spała...najwyraźniej Anioły potrzebują więcej snu...stanąłem przy oknie obserwując mieniące się okna z budynku naprzeciwko...zaparzyłem kawę...patrząc w lustro w łazience zacząłem zupełnie niechciane szukać niedoborów,braków,wad i tego wszystkiego co podkopuje moje poczucie własnej wartości...myśli uciekły wodzom ku znienawidzonej krainie :"jak/gdyby"...
 ...niepotrzebne idealizowanie opalonego,pewnego siebie wysportowanego trzydziestolatka piastującego jakieś kierownicze stanowisko w korporacji,z drinkiem w ręku i tym kryjącym niecne zamiary uśmieszku na który łapie wszystkie laski...przekląłem...a w lustrze ukazał się ten nienawistny wzrok...na szczęście ekspres powiadomił mnie swym  bulgotaniem że kawa już jest i oderwałem się od złowieszczych myśli zalewających mój umysł...
...w sypialni Ona zmieniła pozycję zajmując cały środek tego dużego łóżka...taka niewinna,skulona...jak ja Ją nie mogę przestać pragnąć...
 ...teraz mogłem w spokoju popijając kawę dokończyć pstrąga na kolację...zająć umysł innymi bardziej przyziemnymi sprawami...wyjąłem filety z octowej marynaty,białko w mięsie ścięło się bielejąc aż do samej skóry,którą zdjąłem płynnym ruchem zaczynając od części gdzie kiedyś był ogon...położyłem z powrotem do pojemnika już bez zalewy i do środka wlałem olej słonecznikowy z dwoma kieliszkami śliwowicy,kilkoma śliwkami suszonymi posiekanymi w julienne,z natką pietruszki i łyżką miodu lipowego...hmmm...zapach wręcz niezwykły,taka mieszanina alkoholu,śliwek i świeżej natki...jeszcze parę godzin a będzie fantastyczny...
... powróciłem do sypialni...Jej przekomarzania że zaraz wstanie...jeszcze chwilka i takie tam...zmusiły mnie do alternatywy...na chwilę puściłem smycz myślom a już okazało się że nie potrafię nie powiedzieć sobie iż nie jestem ani Bondem,ani Deanem ani żadnym innym Jamesem który nie musiał by dobijać się do Kobiet "kuchennymi drzwiami"...jedyna cecha wspólna to nonkonformistyczna postawa dzięki której choć odrobinę jestem z siebie dumny...
...wreszcie dobudziłem Ją mocnym aromatem kawy i świeżo odpieczonymi croissantami z dżemem mirabelkowym który miałem z późno-letnich zbiorów tego owocu z tego roku...mirabelki po umyciu zawsze rozcinam na pół i wyciągam pestki by następnie je zasypać cukrem tak sporo(uwielbiam dżemy wysokosłodzone) by pozostawić je razem z korą cynamonu na noc w lodówce,o poranku wyjmuje korę i duszę owoce do miękkości i konsystencjii dżemu...wekuje i odstawiam do szafki nad wejściem gdzie kryje się całe mnóstwo łakoci i smakołyków...
 ...była wręcz wniebowzięta spróbowawszy go w połączeniu z kruszącym się niemiłosiernie croissantem i świeżym masłem...
...tym razem to Ona wyczytała wszystko z moich oczu...moją bitwę myśli...roztargnienie...ból...i niemoc w nazwaniu wszystkiego tak poprostu po imieniu...odstawiła tacę...objęła mnie i swoimi cudnie niebieskimi oczami powiedziała to co chciałem usłyszeć mimo wycia alarmu w mojej głowie by w to nie wierzyć...ten cholerny system obronny aby nieodsłonić tych najwrażliwszych części naszego jestestwa...nieokazać się nagim,bezbronnym tylko po to by "nie ponieść porażki"...porzucamy uczucia...
...odwzajemniłem uścisk,tak ciepły i pełen uczuć...chwile przeciągły...głośne "Dryń-dryń" sprowadziło nas z innego wymiaru do jakiego na chwile wtrafiliśmy...Andżela...
...kolejne pół godziny mogłem spokojnie poświęcić dla siebie...napuściłem gorącej wody do wanny i oddałem się zapominaniu o jakiś dawnym Jej koledze...
...wtem genialny pomysł przyszedł mi do głowy aby poza pstrągiem który bez wątpienia jest przystawką zrobić coś jeszcze...traf padł na Ossobucco-włoskie danie o którym przez lata myślałem że pochodzi z Hiszpanii...wykonałem jeden telefon i bez problemu u zaprzyjaźnionego rzeźnika dostanę pokrojoną w trzy centymetrowe plastry w poprzek kości gicz cielęcą...zaraz potem nie przerywając Jej relacji o wszystkim Andżeli...wyskoczyłem na miasto po niezbędne sprawunki...jako dodatki posłużą mi ziemniaki z kurkami...
...plastry giczy dobrze oprószam solą morską,młotkowanym pieprzem,i mąką...obsmarzam na rumiano z dwóch stron i podlewam bulionem wołowym(na takie okazje mam świeżo pomrożony) i połową butelki białego wina choć są i tacy co zawsze tłumaczą  że powinno być czerwone... dodaje kilka źdźbeł tymianku teraz rosnącego tu na oknie wewnątrz kuchni...gotuję przez pół godziny aż z miejsc koło kości nie wydobywa się krew i zostawiam pod przykryciem aż do lekkiego przestygnięcia by powoli doszło do miękkości...
...ziemniaki po obraniu kroję w kostkę Macedoine jak zwykli to nazywać Francuzi i blanszuję do miękkości...
...małą szalotkę kroję w kostkę i podsmażam na maśle,po zrumienieniu dorzucam kurki i też soteruje by na koniec przyprawić solą,pieprzem,cukrem i odrobiną białego wina...tak że z masła i wina powstał sos...
...ziemniaki rumienię na patelni i dorzucam do nich kurki odparowywując całe wino...
... kiedy miałem już wszystko gotowe byłem zupełnie zaskoczony tym jak wykorzystując moją szafę i to co miała ze sobą się wyszykowała na kolację...
...założywszy moją wyjściową koszulę białą plisowaną z przodu,z lekko kokieteryjnym krawatem w kolczykach co miałem Jej dać za jakiś czas a Ona je teraz znalazła,stojąc w pończochach,tylko z lekkim makijażem podkreślającym oczy i czerwone uszminkowane usta w pełni mnie zaskoczyła tak iż oparzyłem się o garnek...
...poprosiłem by nakryła stół co dało mi chwilę na skupienie myśli które napewno nie były teraz przy przystawce...
...pokroiłem filety z pstrąga jak klasyczne carpaccio z ryby...polawszy ją sosem z marynaty tej olejnej...na środek wysypałem świeżą roszponkę...i "voila"...przystawka gotowa...
...jedliśmy popijając australiskie "Leasingham bin7 Riesling" cudnie podkreślający smak pstrąga z octowej marynaty
...nawet kiedy podałem ossobucco ze smażonymi ziemniaczkami z kurkami polane sosem z duszenia o tymiankowym aromacie było cudnym dodatkiem do tak skomponowanego dania... z rozkoszną dumą gdzieś w środku czułem że odkryłem schowany klucz od "kuchennych drzwi"...i z całą nadzieją przekluczłem je...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz