niedziela, 13 listopada 2011

...odpowiedzi na nie zadane pytania...


...5:00..."Cwał Walkirii"Wagnera rozbrzmiał w moim telefonie głośno i z premedytacją budząc mnie z nie dokończonej fazy snu wolnofalowego...jestem chyba postrzelona ustawiając taki dzwonek...cóż inne nie działały a ja usuwam to co nie działa...jak ich wszystkich jak im tam??? nieistotne...co myśleli że jak umieją utrzymać erekcję przez dwie godziny,albo jak dotykać punkt G to będę piać z zachwytu i padać im do stóp...czasem trzeba było konkretnie po prezydencku:"spieprzaj Dziadu"...tak...to skutkowało...ale to zamierzchła przeszłość gdyż teraz jest On i cały świat zmienił horyzontu azymut ...w mojej głowie...
...wstałam odrazu nie przestawiając drzemki jak zawsze o kolejne pięć minut aż do "dead line"...od momentu postawienia nogi na podłogę mój rdzeń nadnerczy uwalnia do krwiobiegu niesamowite ilości adrenaliny...  wiem czytałam w Focusie któregoś razu...które pewnie pozwoliłyby mi wygrać 6 listopada nowojorski maraton z czasem 2:31 i 50 sekund albo i lepszym......czas jak by zwolnił a ja pędzę...prysznic,włosy,makijaż...cholerna szczoteczka do wydłużania rzęs...gdzie ta prostownica...a mam...
...prawie w pełni skoncentrowana w ręczniku,szczotkując zęby...rozpoczynam pakowanie...walizka?tak oczywiście...w szafie jej nie ma...więc...???
...jest...ufff...pod łóżkiem...dobra kartka i odznaczamy...
a : bielizna...rajstopy,getry,biustonosz,figi,stringi mam...wziąć pas do pończoch?...hmmm dobra mam...przecież to tylko weekend...tylko długi weekend?hmmm...teraz b : jeansy-Wranglery rurki razy dwa c: swetry: mój ulubiony wełniany, i ten cieniutki w kolorze grafitu... d:bluzki i topy : jedna koszula-biała,dwa białe topy,jeden granatowy dwie bluzki w tym samym odcieniu e: buty : w szpilkach jadę,adidasy...może kalosze to w końcu odludzie? ocieplane Tretorny dadzą rade...
...mam już wszystko...no dopnij się...uff udało się...tylko w co ja wezmę kosmetyczkę?
...co już 6:45 dobra śniadanie ogarnę w biegu kawa i bajgle na pl.Konstytucji...szalik,trench,pasek,szpilki torebka,kosmetyczka,walizka i te unikalne kolczyki które kupiłam na bazarze ChatuChak na wycieczce do Bangkoku i mogę lecieć...wyglądam jak wielbłąd który na dodatek swego obciążenia próbuje zachować grację...cholera jak dziś mroźno...dotarłam na przystanek tramwajowy tak zatłoczony...przepraszam,Przepraszam!głuchy???...co za dupek,walnęłam go chyba walizką a on dalej tu tkwi...tu gdzie ja chciałam stanąć...o jest ten w płaszczu...uśmiech numer 5 i spadaj maleńki...podjechał tramwaj,ledwo co wtargnęłam do środka  z tymi tobołkami...pl.Konstytucji...przemieszczam się godnie niczym muzułmanka trzy kroki za swoim mężem...
...w coffe heaven mają pyszną kawę która zawsze wprowadza mnie w pozytywne wibracje...
...a teraz do pracy...dziś tylko do południa i wyjazd...przyszła 13:00 już?cholera jeszcze nie skończyłam...no cóż będę musiała dokończyć po weekendzie...
...a teraz szybko autobus i na dworzec...kupiłam bilet przez internet,teraz tylko odebrać...jestem...z lekka zirytowana jak to na dworcu...kolejki,nieczynne kasy i tłum dziwnie śmierdzących ludzi... jeszcze pół godziny...może kawka ale tu nie ma coffe heaven...bar???..."dobrze...może być rozpuszczalna"...tak może tylko smakować kawa na dworcu pks...podjechał ...zapakowałam walizkę pod spód autokaru a siebie,kosmetyczkę i torebkę do środka autobusu...ruszyliśmy...uzbrojona w najnowszego iPoda classic i 100gb muzyki mogłam oddać się podróży i  miałam czas na poukładanie sobie w głowie tego arcy trudnego zadania...po tym jak pewnego ranka przekomarzaliśmy się w łóżku i zanosząc się śmiechem odebrałam jego komórkę..."Hallo tu seksująca sekretarka proszę zosta...a potem lekko zażenowana słysząc jak się przedstawia rzekłam miło mi...tuż przed tym jak oddałam Jemu telefon zakończyła:jak się spotkamy to musisz mi wszystko opowiedzieć On nic mi nie mówi...
... mijamy aleję Zieleniecką...zestresowana jak przed jakimś życiowym interview próbuje odegrać scenariusz z małym podziałem na role...właśnie OutKast i ich Ms.Jackson...z lekka mnie rozbawili...oby nie do końca to była analogia...
...
...tak...jesteśmy razem już od... marca...
...?
...nie nie mieszkamy razem...(uśmiech)
...czasami tylko nocujemy u siebie...
...?
...tak pracuje...jako specjalistką analizy rynku...
...?
...to fantastyczne zajęcie...np.wiem że ludzie kupujący blend-a-med kupują ją dla procentów...dzięki którym wiedzą ile,kto i jak długo...(nie podniecaj się)
...?
...tak socjologie na Collegium Civitas...
...?
...książki i teatr...niedawno od przyjaciółki dostałam opowiadania J.L.Wiśniewskiego...a ostatnio tylko musicale...Les Miserables w Romie...(tylko nie opowiadaj)
...?
...(ok.co raz poważniejsze)jeszcze nie doszliśmy do tego etapu ale wszystko na to wskazuje...
...?
...czas pokaże ale jak na razie wszystko idzie w dobrym kierunku(dyplomatycznie)

...ufff podróż mija niespodziewanie szybko już Bielsk podlaski...zaraz będę w Hajnówku...
...ul.3go maja...ciemno,zimno...ja obładowana...dobra spytam się tego gościa o postój taksówek...mam szczęście Hajnówka wszytko ma pod nosem...cofnę się tam do ul.Nadbrzeżnej...po drodze zaszłam do kwiaciarni..."Agatka"?...dla Babci kwiaty,dla Mamy czekoladki...teraz na postój...jest jedna taksówka...co?Tak! do Łozic!...mam przeliterować!...
...dopiero jak mu pokazałam stówkę to się wziął i ogarnął..nawet walizkę zapakował do bagażnika...głód skręcał mnie od środka a w taksówce było duszno i śmierdząco...zrobiło mi się nie dobrze ale w porę się opanowałam...niecałe 20 minut i byliśmy w całkowitej ciemnicy...spytał się o dokładny adres...pod sklep powiedziałam...zaczął żartować coś o winie a ja nic z tego nie rozumiałam...
...to miejsce jest nico inne niż te co odwiedzam...ciemne,ciche ale tylko pozornie...z oddali dobiegają odgłosy zupełnie mi nieznane...dziwna kakofonia lasu,szczekanie psów i wycie...mam nadzieje że to też psy...spytałam się pani w sklepie czy nie wie...wiedziała odrazu...a patrzyła na mnie jak bym zrobiła jej coś złego,zadając wzrokiem niewidzialny cios...

...otworzyłam skrzypiącą furtkę przeszłam alejką przez ogródek i zapukałam pełna ekscytacji i lekko zestresowana ale wciąż na dużej dawce adrenaliny z podniesionym ciśnieniem tętniczym...
...uchylające się drzwi rzuciły więcej światła a mym oczom ukazała się Ona...dopiero jak się przedstawiłam otworzyła je szerzej a jej oczy się uśmiechnęły w pogoni za ustami...marszcząc kurze łapki...weszłam do środka w domu pachniało grzybami i było przytulnie ciepło...przywitałyśmy się przyglądając się sobie badawczo...On ma Jej oczy...głęboko niebieskie...i ten sam uśmiech który tak na mnie działa...postawiłam walizkę,kosmetyczkę,torebkę...wręczyłam czekoladki mówiąc że kwiaty są dla Babci...ucieszyła się...to dobrze...
...wtedy do przedpokoju wszedł On...jak zawsze w jakimś fartuchu kuchennym...i to spojrzenie pod naciskiem którego kolana nie są wstanie dalej utrzymywać mnie w wyprostowanej pozycji,a żołądek się zaciska i w głowie szumi tylko pompowana ze zdwojoną siła krew...i myślę by tylko mnie dotknął wziął w objęcia a będę już jego na zawsze...(nawet gdyby odszedł)... i tak się stało...jego ramiona objęły mnie a delikatne dłonie zaczęły przesuwać się po plecach od łopatek ku szyi...i usta które smakują jak żadne inne...
...weszłam dalej...On ze stwierdzeniem że na pewno umieram z głodu zniknął w kuchni...zostawiając mnie na najtrudniejszą rozmowę kwalifikacyjną...
...weszłyśmy do pokoju i usiadłyśmy na kanapie...przed dzbankiem herbaty i talerzykiem z kruchymi ciasteczkami...w głowie znów przebiegły mi wszystkie możliwe pytania i odpowiedzi...milczała...zapytawszy tylko jak podróż...jak się podoba okolica...a kiedy z kuchni dobiegły dźwięki że posiłek zaraz się zacznie...
...rzuciła tylko jedno zdanie...jakby wszystkie niezadane pytania na które tak chciałam dać poprawną odpowiedź,były niepotrzebne...tylko jedno,pokazujące całą Jej troskę... i jak bardzo dużo mówiące o Niej,o Nim...
..."mam nadzieję że nie odbierzesz mu tego szczęścia jakim już dla niego jesteś..."
...wyszła zostawiwszy mnie oniemiałą...
...On wszedł niosąc talerz z rosołem z gęsi...na szczęście nie zauważył mojej zdezorientowanej miny...
...zaczęliśmy jeść...bulion lekko słodkawo-przypalany i z winem jakby porto...w środku pływał makaron taki domowy i nieziemskie kluseczki mięsne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz