...dzień trwał nieprzerwanie już dobre kilka godzin prażąc w oczy słonecznym blaskiem dosadnie przypominał mi o dzisiejszej kolacji...cóż-uroczyste zaproszenie Jej na wieczór nie wydało mi sie niczym wielkim a jednak,przymuszony przez piękny uśmiech i pełne oczekiwań oczy uznałem że muszę się postarać...
nakryłem na tarasie jak podczas pewnego lunchu uzbrajając stół tym razem w świecznik...
... w kuchnii panował rozgardiasz...na szczęście miałem wszystko czego potrzebowałem-chyba...
posprzątawszy zająłem się szykowaniem kolacji,łosoś miał być głównym daniem-zamarynowałem go w czerwonym winie półwytrawnym z odrobiną kruszonego pieprzu i kilku gałązek tymianku cytrynowego i natki pietruszki zostawiwszy go nieśmiało w lodówce na noc...rano o dziwo okazało się,że nie uciekł z lodówki...z szawki wyjąłem kus-kus by zrobić do niego sałatkę "tabule"...soczyste i pachnące słońcem pomidory pokroiłem w drobną kostkę odcinając gniazda nasienne,obok szalotka domagała się takiego samego potraktowania,szybkim cięciem dokonało się i również i ona zsiekana trafiła do miski...bulionem zalałem kus-kus...gdy wchłonął już go całego oblałem go pyszną hiszpańską oliwą z oliwek...i skropiłem soczystą cytryną pachnącą południowym klimatem...w tabule najważniejsze są zioła.-olbrzymie ilości natki pietruszki i mięty rosnącej za oknem w kuchni,odrobina kolędry i tylko troszeczke soli,cukru i sałatka gotowa...
jako warzywa postanowiłem zrobić młodą włoszyznę z grilla lekko oskrbaną i krótko blanszowaną...
dziś starczyło mi czasu na zrobienie się na "Oliviera Janiaka"...prysznic,golenie,balsam do ciała...
...było warto!gdy otworzyłem Jej drzwi pierwszy raz od bardzo dawna onieśmielił mnie widok pięknej kobiety przez chwile nie wiedziałem co powiedzieć aż z wielkim trudem dukając zaprosiłem ją do środka...Jej uśmiech i spojrzenie europejskiej Gejszy mówiło mi wszystko...podałem do stołu...na talerzu ułozyłem sałatkę obok zgrilowane warzywa i w centralnym punkcie łososia pachnącego winnym zapachem...i tak nagle zorientowałem się że zapomniałem o sosie...przerażony szybko analizowałem co pasuje-Ona przecież czeka-2ząbki czosnku tymianek cytrynowy,sok cytryny,cukier,sól,oliwa z oliwek zmiksowane z odrobiną natki pietruszki i takim zielono soczystym sosem ubarwiłem różowego łososia....patrząc w jej oczy kiedy w blasku świec spożywaliśmy tą pyszną kolację domyśliłem się czego Ona oczekiwała-nietypowych połączeń smaku i prostoty zarazem...przytakując mi że "simply is delicious"...
Piękne opowiadanie... Jest takie właśnie wieczorne i leniwe, a z drugiej strony ze zwrotami akcji... Proszę o więcej braciszku ;)
OdpowiedzUsuń